Wielkanocna refleksja

Wielkanocna refleksja


Święta - czas przemyśleń. To okres kiedy w końcu możemy się na chwilę zatrzymać, zastanowić nad wszystkim. Moje tegoroczne refleksje dotyczą w głównej mierze tego co działo się w moim życiu w zeszłoroczne święta Wielkanocne. 

Na 12 kwietnia, środę, miałam wyznaczony termin porodu. Dużo wcześniej zapowiedzieliśmy rodzinie, że co by się nie działo, zostajemy na święta w domu - sami. Minęła środa, czwartek i piątek... nie działo się kompletnie NIC! A ja czekałam, czekałam, czekałam... Z jednej strony tak bardzo chciałam już poznać naszego Maluszka, z drugiej coraz bardziej się bałam.

Gdy w piątek w świetnych humorach kładliśmy się spać, nie spodziewaliśmy się, że już za godzinę rozpocznie się najtrudniejsza doba w naszym życiu. Poród był zbyt długi i zbyt męczący. Dla całej naszej trójki. Niewiele brakowało a skończyłoby się tragicznie. Próby wydania Małego na świat trwały jakieś 22h. Lekarze twierdzą, że TYLKO 10... czym zatem było pozostałe 12 godzin potwornego bólu, ogromnego strachu, trudnych decyzji...?

Mały urodził się w sobotę wielkanocną, tuż przed północą. Był największym cudem mojego życia! Był i jest!

W świąteczny poranek obudziliśmy się jako najszczęśliwsi ludzie na wsi. Byliśmy rodziną!

Wiadomo jak to bywa w związkach. Są lepsze i gorsze chwile. Często kłócimy się o rzeczy tak błahe, że aż trudno w to uwierzyć. Jednak tego dnia, w każdym jego najmniejszym momencie byliśmy jednością. Mąż został wtedy moim bohaterem. Wspierał mnie jak nigdy przedtem. Cały dzień bez jedzenia, nie opuścił mnie na krok. Twardo znosił to, że nie może mi pomóc, mógł tylko czekać, patrzeć na moje męki... i modlić się.

Moich dwóch mężczyzn, to sens mojego życia. Zbyt często o tym zapominam. Od tamtego dnia każde święta wielkanocne będą dla mnie momentem, w którym zatrzymam się i przypomnę sobie, że od zawsze w najtrudniejszych chwilach jesteśmy wszyscy razem. 

Choć w moim odczuciu Wielkanoc swoją ważnością i świątecznym klimatem ustępowała miejsca Bożemu Natodzeniu, od 2017 roku będą to dla mnie najważniejsze święta w roku. Jako te, które dały mi syna.
Fit Rafaello

Fit Rafaello

Wczoraj pierwszy raz skusiłam się na przyrządzanie czegoś naprawdę fit. Zawsze staram się gotować zdrowo i nie tucząco, ale tym razem sięgnęłam po przepis znanej w moim rodzinnym mieście dietetyczki. 

Z wielu polecanych „słodkości” wybrałam Rafaello z kaszy jaglanej.



Do przyrządzenia go potrzeba niewiele składników i niewiele czasu. 
Poniżej przedstawiam przepis. 

Składniki:
  • 100g kaszy jaglanej
  • szklanka mleka
  • łyżka miodu
  • 2 łyżki wiórek kokosowych do masy
  • wiórki do obtoczenia kulek
  • migdały 
Przygotowanie:
Do garnka wlewamy mleko, wsypujemy do niego kaszę i gotujemy na małym ogniu do momentu aż kasza całkowicie wchłonie mleko i zrobi się miękka. Od czasu do czasu mieszamy, żeby kasza nie przywarła do garnka. W międzyczasie dodajemy miód. Na koniec do powstałej masy wsypujemy wiórki kokosowe i mieszamy. 
Z jeszcze ciepłej masy formujemy kulki i wsadzamy do środka migdała. Następnie obtaczamy je w wiórkach kokosowych. I gotowe!

Niektóre przepisy zalecają włożenie Rafaello do lodówki na conajmniej godzinę. Ja tak zrobiłam, aczkolwiek kilka kuleczek zjadłam od razu i też były pyszne 😊

Smacznego!

Nasz pierwsza bluza

Udało się! Trochę czasu to zajęło, ale powstała bluza do uszytych przeze mnie wcześniej spodenek :)

Z dumą muszę stwierdzić, że pomimo długiego okresu powstawania nowego uszytku, spowodowanego brakiem wolnej chwili, stworzenie ciuszka było dla mnie niezwykle łatwe. Przed przejściem do kolejnych etapów doczytywałam co prawda jak najlepiej podejść do danego tematu, ale dzięki temu obyło się bez prucia.

Zaraz następnego dnia odziałam syna w dres i powiozłam do dziadków - niech podziwiają ;)




Wyzwanie kosmetyczne

Wyzwanie kosmetyczne

Jako mama nie mam wiele czasu dla siebie. Nie zmienia to jednak faktu, że jestem ciągle gotowa na nowe wyzwania. A takie pojawiło się właśnie na mojej drodze.

Jakiś czas temu w poszukiwaniu nowych ciekawych kosmetyków dotarłam do koleżanki zaangażowanej w działalność w Oriflame. Kontaktując się z nią nie przypuszczałam, że sama rozpocznę współpracę ze szwedzką firmą kosmetyczneą. Zainteresowałam się firmą w celu zakupu kilku kosmetyków, a znalazłam szansę na rozwój osobisty, zarobek i poznanie wielu ciekawych osób.

Pierwsze zakupy, ze względu na wysoką zniżkę, związaną z dołączeniem do Klubu Oriflame, okazały się nieco większe niż miały być w zamiarze.

Wśród moich łupów znalazły się między innymi:
  •  Tender Care - uniwersalny balsam - kultowy! moja miłość od pierwszej chwili! pamiętam go z okładki katalogu jeszcze z lat 90...

  • Anti aging - płyn do demakijażu i krem pod oczy - niestety w pewnym wieku trzeba zacząć używać kosmetyków redukujących zmarszczki ;)
  • tusz do rzęs Giordani Gold - piorunujący efekt!
  • oczyszczający żel do twarzy

  • szminka The One w długo poszukiwanym przeze mnie kolorze


Do tego wiele rzeczy do codziennego użytku, jak kremy czy żele pod prysznic.

Co skłoniło mnie do wstąpienia do Oriflame? To, że 
  • mogę kupować kosmetyki w obniżonych cenach,
  • mogę zarabiać na oferowaniu kosmetyków koleżankom,
  • mogę budować swój własny biznes!
  • na "pracę" poświęcam ile chcę - w moim przypadku jest to godzina dziennie.
Już nie mogę doczekać pierwszych efektów swoich działań. Mam nadzieję, że nie zabraknie mi motywacji. A tymczasem lecę testować swoje nowe nabytki.







Copyright © 2014 Mamo, to Jaś! , Blogger