W drodze na pierwsze spotkanie

Niemal od zawsze wiedziałam, że chce mieć dzieci. Najlepiej nie jedno, może dwoje... ale od czegoś trzeba zacząć. Już rok po ślubie wiedziałam, że czas zacząć działać! Ja byłam gotowa tu i teraz. Dlatego swoje działania zaczęłam od przekonania męża, że lepszego momentu na dziecko nie będzie.Udało się! Bardzo szybko zaszłam w ciążę i tak o to stałam się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi! Przez 9 miesięcy oczekiwania nie miałam większych dolegliwości, które utrudniałyby mi funkcjonowanie, mogłam się tylko cieszyć ze swojego błogosławionego stanu (najchętniej leżąc na kanapie ;)).

Ostateczny termin porodu został wyznaczony na 12 kwietnia. Końcówka była dla mnie istną mordęgą! Wprost nie mogłam doczekać się momentu, kiedy poznamy nasze Maleństwo. I tak minął 12 kwietnia, 13, 14... nareszcie 15 kwietnia coś się ruszyło!




Wierzyłam, że będzie jak na filmach - kilka skurczów, słynne "widać główkę" i bobas będzie na świecie. Niestety, nie jest tak kolorowo. Żeby zobaczyć główkę, trzeba się nieźle napracować! A żeby wydać na świat małego człowieczka jeszcze bardziej.

Jednak trud zostaje wynagrodzony! O 23:40 Jaś był już z nami. Zmęczony, słaby i co najgorsze w takich momentach - nie płakał... na szczęście szybko zaczął dochodzić do siebie.





Jasio musiał wiele przejść, aby udowodnić, że jest zdrowym, silnym chłopcem. W szpitalu zostaliśmy aż 6 dni, podczas których Maluszek przeszedł szereg badań. USG serca, USG mózgu, badanie dna oka... wszystko tak przerażajace dla młodej mamy.

Po wyjściu ze szpitala wielokrotnie odwiedzaliśmy różnych lekarzy i ponownie robiliśmy mnóstwo zleconych nam badań. Cóż za szczęście, że nasz mały Jaś okazał się zupełnie zdrowym dzieckiem!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 Mamo, to Jaś! , Blogger