Pierwsze stresy debiutującej Mamy

Przez całą ciążę zastanawiałam się jaki będzie mój syn. Obserwowałam koleżanki, rodzące różowe bobaski, otrzymujące 10 punktów w skali Apgar i nie mogłam doczekać się pierwszego spotkania z moim dzieciątkiem.


Jak wielkie było moje przerażenie, gdy po kilkugodzinnej walce wreszcie na świecie pojawił się mały człowieczek. Cichy, zmęczony i siny. Nie płakał. Z pokoju położnych usłyszałam wypowiedzianą przez jedna z nich liczbę - sześć.


Wtedy nie wierzyłam, że to dzieje się naprawdę. Wydawało mi się wówczas, że dzieciątko z tak niską punktacją będzie kalekie. Że już zawsze będzie potrzebować mojej pomocy. A przecież w ciąży wielokrotnie miałam wykonywane USG i wszystko miało być w porządku.
Na szczęście Jaś szybko zaczął płakać, dając mi znać, że nie jest z nim tak źle.

W ciąży również dużo czytałam jak ważny zaraz po porodzie jest kontakt mamy z dzieckiem kontakt skóra do skóry. Że kilkunastogodzinny wysiłek jest mamie wynagradzany dwoma godzinami spędzonymi przytulonej do swojego dzieciątka. Niestety, Jasia zobaczyłam tylko na chwilę, później szybko gdzieś go zabrali.

Maluszka dostałam dopiero następnego dnia po południu. tego samego dnia poinformowano mnie, ze przed nami USG mózgu i USG serca. O ile pierwsze przetrwałam bez większego stresu, o tyle na spotkanie z kardiologiem cała się trzęsłam. Trzech lekarzy patrzyło w monitor rzucając fachowymi pojęciami, których znaczenia nie byłam w stanie odgadnąć. Na szczęście żadne z badań nie wykazało nieprawidłowości.

Do domu mieliśmy nadzieję wyjść po 3 dobach od porodu. Niestety, szybko musieliśmy z tego pomysłu zrezygnować. Pediatra zalecił wizytę u neurologa. Neurolog przyjedzie. Kiedy? Może jutro, może pojutrze... może rano, może wieczorem... czekaliśmy. Niesympatyczna pani doktor w końcu się zjawiła. Zbadała Jasia nie mówiąc nic. Zapytana o wynik badania powiedziała: „Nie jest dobrze...”. Wiadomość ta prawie zwaliła mnie z nóg. Do tego stopnia, że ledwo docierały do mnie przekazywane dalej informacje, które dla zwykłego zjadacza chleba świadczyć mogły tylko o jednym - moje dziecko będzie kaleką.

Po 6 dobach wreszcie wyszliśmy do domu i Zaczęliśmy gonitwę po lekarzach wszelkich specjalizacji, rozpaczliwie pragnąc ratować nasze maleństwo. Wielokrotnie powtarzaliśmy USG mózgu, odwiedzaliśmy neurologa, różnych pediatrów i rehabilitantów. Jak się okazało Jaś jest całkiem zdrowy. Zaobserwowane przez neurologa w 5 dobie życia odchylenia od normy, są zupełnie normalne. Dotyczą niemal wszystkich dzieci, jednak maluszki, które rodzą się bez komplikacji po prostu nie maja robionych tych wszystkich badań, przez co rodziców omija ogromna dawka niepotrzebnego stresu. Dlaczego nikt mi wtedy o tym nie powiedział?

Jedyne z czym jeszcze się borykamy to asymetria ulożeniowa. Rodzi się z nią większość dzieck, jednak Jaś jest jednym z tych maluszków, u których nie minęła. Regularnie odwiedzamy rehabilitanta i codziennie ćwiczymy w domu, dzięki czemu jesteśmy już prawie na finiszu drogi do prostej sylwetki!

Jaś jest zdrowym i szczęśliwym dzieckiem, które szybko i co najważniejsze prawidłowo się rozwija. Sprawiając tym samym, że rodzice pękają z dumy!

1 komentarz:

Copyright © 2014 Mamo, to Jaś! , Blogger